W chwili, gdy Gerard Deulofeu dołączał do Milanu kibice mieli mieszane uczucia. Przychodził do nas gość uznawany kiedyś za wielki talent. Ale też gość, który nie do końca sprawdził się w Anglii. Wszyscy wiedzieliśmy jednak, że Gerard ma spory potencjał i liczyliśmy na to, że u nas się odrodzi i pociągnie nas w górę.
No i się odrodził. No i przy pomocy innych zawodników ciągnie nas w górę. No i błyszczy.
A nam powoli żal zaczyna ściskać dupę. Wszystko przez Barcelonę. O jak dobrze, że Juve im nakopało.
W Barcelonie szykują się spore zmiany. Chcą pozbyć się kilku gwiazd sprowadzając w ich miejsce jednego, dwóch zawodników o klasie światowej. Do tego chcą wrócić do stawiania na zawodników ze swojej szkółki i to tutaj pojawia się nazwisko Gerarda, którego Barca bez problemu wykupić może z Evertonu zdaje się za jakieś marne 12 mln euro.
I pewnie wykupi. Bo zawodnik trafił pod skrzydła trenera, który dał mu szansę. A on szansę tę wykorzystał do tego stopnia, że błysnął nawet w reprezentacji Hiszpanii.
Gdybym to ja był na miejscu Deulofeu, to grubo zastanowiłbym się nad transferem do Barcy. Ok, chłopak wróci do domu, ale na 90% większość swojego czasu spędzi na ławce. Bo umówmy się, on jest dobry. Ale lepszy od Messiego czy Neymara, to nie jest. I ze składu ich nie wygryzie.
W każdym razie jedyną osobą, która powstrzymać może ten transfer jest sam zawodnik. Liczycie na to?
Ja może i troszkę liczę, wiem jednak, że będzie o to trudno. Ale i tak w tym wszystkim najsmutniejsze jest to, że Milan stał się odskocznią dla zawodników celujących w grę w wielkich klubach.
Czy Chińczyk to zmieni? Zobaczymy.
Oby!