Lech Poznań nie raz już pokazał, że potrafi czynić cuda na boisko. Sezon 2010/2011 był jednak dla Kolejorza najbardziej udanym, w którym piłkarze napisali piękną historię. Nie na co dzień można stawić czoła największym klubom i dotrzymać im tempa.
Geniusz Rudnevsa kontra doświadczenie Del Piero
Starej Damie z 2010 roku daleko było do klubu święcącego triumfy w latach 90. ubiegłego wieku, podobnie jak do obecnego hegemona z Cristiano Ronaldo na czele. Nadal była to jednak marka i doświadczenie, którego nie można było lekceważyć. Już w pierwszym meczu Lech całkowicie zaskoczył przeciwnika w Turynie i dwukrotnie wpakował piłkę do siatki przeciwnika. Piłkarze Juventusu potrzebowali czasu, żeby wyjść z szoku, ale za sprawą Chielliniego udało się im zremisować. Następnie fenomenalnym strzałem z dystansu Buricia pokonał Del Piero, wywołując szał na trybunach. Wyglądało na to, że nikt nie jest w stanie wyrwać zwycięstwa Bianconerim, a jednak w doliczonym czasie Rudnevs także kropnął z daleka i skompletował hattricka. To był szok.
Natomiast spotkanie w Polsce było dla Juve ostatnią deską ratunku, którą piłkarze Starej Damy zapamiętają jako koszmar. Nie tylko przez remis 1:1, który wyrzucił ich za burtę Ligi Europy, ale też przez kiepską pogodę (śnieg) i fatalną jakość murawy. W 70. minucie boisko wyglądało już jak lodowisko… I tym razem błysnął Rudnevs, któremu rękawice rzucił Iaquinta.
Dwumecz na remis
W tamtych czasach Manchester City dopiero budował zespół, które wkrótce miał zawojować Premier League, ale już wtedy występowali w nim Kompany, Vieira czy David Silva. W pierwszym spotkaniu sprawnie pokonali Lecha 3:1. Gole dla Citiziens strzelał wtedy tylko Adebayor, a odpowiedzieć zdołał mu Tshibamba. Jak się później miało okazać, był to jedyny mecz przegrany przez Kolejorza w grupie. Kiepski wynik zmotywował polski zespół. Niespodziewanie na swoim stadionie dominował Lech, który wbił aż trzy bramki (Injac, Arboleda, Możdżeń), tym razem Adebayora stać było na jedną. Zemsta się udała, a City także skończyło z jednym przegranym meczem.
Austriacy bez rewelacji
Po losowaniu grup wydawało się, że Lech może co najwyżej równać poziomem do klubu FC Salzburg. Poszło niespodziewanie gładko. W Poznaniu udało się zwyciężyć 2:0 (Arboleda, Peszko), na wyjeździe 0:1 (Stilić). Było się czym chwalić.
Był to znakomity sezon, w którym klasę pokazało wielu piłkarzy. Największe uznania należą się Arboledzie i Rudnevsowi, ale w drużynę znakomicie wkomponował się też młody Możdżeń, w bramce cuda wyprawiał Burić. Tym samym Kolejorz dał kibicom niesamowite wspomnienia.