Nie wierzę, że to powiem, ale momentami po bardzo dobrej grze i ładnym golu Antonellego pokonaliśmy dziś Chievo… tylko 1:0. Mówię tylko, bo okazji na kolejne bramki było od groma. Ale zawsze brakowało a to skuteczności, a to dołożenia nogi do piłki dośrodkowanej wzdłuż linii bramkowej. Tak czy inaczej dopisujemy sobie trzy punkty i poprawiamy humory z nadzieją, że z tej mąki może uda się upiec chleb.
Nasza gra wyglądała dobrze i w obronie i w ataku, w końcu pojawiły się jakieś zagrani z klepki, coś finezyjnego, zwody, minięcia, strzały z dystansu. Wyglądało to dobrze. Nie ma się co jednak na wyrost podniecać, bo w obronie zdarzały się błędy, przez co interweniować musiał Donnarumma, robił to dobrze.
Na boisku wyróżniał się Kucka. Biegał, walczył i stwarzał masę okazji bramkowych, w najlepszej nie trafił głową do pustej bramki, ja wiem – może z 4 metrów.
Przed nami mecz w Rzymie – z Lazio. Jeśli tam wygramy, to będzie to prawdziwy sygnał, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jeśli nie, to znów będzie nam szaro, smutno, grobowo i do dupy.