W moim ostatnim artykule rozwodziłem się nad tym, jakie to szanse Milan ma w starciu z Atletico. Wieściłem dobrą nowinę, wierząc, że są szanse na to, aby Atletico pokonać. Wymieniłem wiele powodów, dla których wydawało się to realne. Nie wziąłem jednak pod uwagę jednej kwestii, jest nią występ Michaela Essiena, który w sposób katastrofalny zaprzepaścił szanse Milanu na awans do 1/4 Ligi Mistrzów.
Transfer Essiena wcale nie jest darmowy
Wszyscy twierdzą, że Michael Essien przyszedł do Milanu za darmo. Ja w tej chwili się z tym nie zgadzam. Kosztem tego transferu było bardzo szybkie wyeliminowanie złudzeń odnośnie awansu po dzisiejszym meczu. Szanowny Essien najpierw w 3 minucie oddał piłkę rywalom, a następnie spokojnie obserwował ich bramkową akcję, tak jakby sądząc, że przecież nikt nie strzela gola w trzeciej minucie. Przecież to jest okres na spanie. Pomylił się, bo Atletico na spokojnie wbiło Milanowi bramkę, która była bolesna niczym uderzenie w krocze, była bowiem bezsensowna.
Essien – Milan 2:1
Po stracie gola Milan się pocił, dwoił i troił, robił wszystko na co go stać (a stać na niewiele). Były okazje, była bramka Kaki, była szansa na 2:1, no ale niestety był też Essien. W 40 minucie zawodnik ten kolejny raz na spokojnie starał się wyprowadzić piłkę, oddał ją bez walki rywalowi, który najpierw ją wycofał, a później strzelił gola. TAK, BEZ ESSIENA NIE BYŁOBY BRAMKI NA 2:1! Dramat, nie zawodnik. Niestety okazało się, że mam lepszy nos trenerski od Seedorfa, bo ja Essiena ściągnąłbym już po 4 minutach gry. Dzięki temu w drugiej połowie mielibyśmy emocje, a tak to pożegnaliśmy się z pucharami na nie wiadomo jaki czas, w sposób bardzo chłodny i beznamiętny. Przykre.
Atletico Madryt + Essien – Milan 4:1
Dziękujemy za zaangażowanie tych graczy, który nie czuli się dziś na boisku jak na plaży na wakacjach w Jamajce po mocnym skręcie.